Czym właściwie jest zabawa swobodna?
Zabawa dla dziecka jest naturalną aktywnością, która dominuje w jego życiu już od samego początku. Czym tak naprawdę jest zabawa swobodna? Zabawa swobodna to zabawa dziecka, która nie jest kierowana przez osobę dorosłą. Dziecko samo decyduje, co będzie robić podczas zabawy.
Obecnie, czy to w żłobku, czy w przedszkolu, czy w końcu na grupach zabawowych stawia się duży nacisk na to, aby istniała zabawa swobodna. Zabawa, która w naszej obserwacji może do niczego nie prowadzić, jest niezwykle ważna w życiu małego człowieka. Dzięki niej dostrzega, że od niego zależy wszystko, co się dzieje w zabawie. Podczas zabawy swobodnej dorosły ingeruje jedynie wtedy, gdy między dziećmi dochodzi do przemocy, lub same proszą nas o pomoc. Obserwuje na grupach zabawowych, że zabawa swobodna powinna trwać nawet 40 minut (cała grupa zabawowa trwa 2h).
Dzięki temu dzieci są „wybawione” i gotowe do zabaw organizowanych przez osoby dorosłe. Dopiero wtedy można uznać, że dziecko wstępnie zapoznało się z miejscem i czuje się w nim na tyle bezpiecznie, że jest gotowe skoncentrować się i uczestniczyć w zabawie kierowanej przez dorosłego. Podczas zabaw sensorycznych także stawiamy nacisk, aby opiekun nie ingerował, nie strofował dziecka. Nawet jeśli prowadzący ma jakiś wstępny zamysł, co z zabawy może być stworzone i pokazuje to, to nie oznacza, że dziecko musi to zrealizować. Dziecko może bawić się daną masą plastyczną tak, jak samo uważa, czuje i chce. W przedszkolach dzieci lubią śpiewać, uczestniczyć w zajęciach edukacyjnych, ale największą wartość ma dla nich czas, w którym mogą swobodnie bawić się, a jedynym ich ograniczeniem są inne dzieci, z którymi jakoś należy się dogadać.
Kiedy zabawa jest dominującą aktywnością w życiu człowieka?
Trochę teorii, która będzie podstawą tego artykułu. Erik Erikson wyróżnia osiem faz rozwoju człowieka, które są uniwersalne dla wszystkich ludzi w określonym wieku. Każda z faz ma zadania rozwojowe, które są realizowane. Każdy z nas przechodzi tzw. „kryzysy rozwojowe”, które gdy przebiegną w sposób pozytywny, mogą w nas wykształcić „cnotę”. Jest ona wartością, zasobem, który nas wspiera w ciągu całego naszego dalszego życia. Erik Erikson wskazuje także, jaka jest główna aktywność człowieka w określonej fazie. Inne aktywności nadal istnieją w życiu człowieka, ale nie są dominujące.
Dziś chciałabym napisać o pierwszych czterech fazach rozwojowych i o kryzysach, z którymi dzieci, młodzież i ich opiekunowie borykają się na co dzień. Są one naturalne, rozwojowe i potrzebne, choć często bardzo dla nas trudne. Lepsze ich zrozumienie pomoże nam lepiej sobie z nimi radzić. Warto podkreślić, że podane konflikty są na pewnym kontinuum, na dwóch różnych końcach są skrajne potrzeby dziecka. Będzie to bardziej jasne na przykładach.
Niemowlęta
Pierwszy okres w życiu dziecka to okres niemowlęcy 0-1 lat, w którym dziecko przejawia konflikty między tak zwaną bazową ufnością, a bazową nieufnością w kontakcie z drugim człowiekiem. I wcale tu nie chodzi o to, aby dzieci w tym wieku zaakceptowały wszystkich ludzi, z którymi się spotykają. Najważniejsze, aby w tym czasie miały bliski kontakt ze swoim głównym opiekunem (zwykle matką, w szczególności w tym okresie). Dziecko uczy się, że bliski dorosły realizuje jego potrzeby, rozumie je, potrafi ukoić.
Nie chodzi o to, aby dziecko nie doznawało żadnych frustracji, jest to i tak niemożliwe. Chodzi o to, abyśmy się nauczyli czytać jego sygnały, zauważać i odpowiednio zaspokajać potrzeby dziecka. Pozytywnie rozwiązany konflikt daje dziecku pierwszą bazową cnotę, którą możemy nazwać zasobem: Nadzieję, dzięki której dziecko wie, że pomimo różnych trudności, frustracji jego potrzeby są ważne i w końcu zaspokajane. Jakże cudowne jest uczucie, gdy mamy ufność, że zawsze ktoś przyjdzie nam z pomocą, niekoniecznie zlikwiduje ból po upadku, ale będzie nam towarzyszył do czasu, gdy przestanie boleć. Cudowne uczucie mieć taką osobę w swoim życiu.
Maluchy
Drugi okres to okres wczesnego dzieciństwa trwający od 1-3 lat. W tym okresie rodzice zauważają –hucznie nazywany – kryzys dwulatka. Chodzi o nic innego jak o konflikt pomiędzy autonomią a wstydem i zwątpieniem. Dziecko w tym wieku ma cudowną chęć do zdobywania umiejętności SAMEMU. Jedyne, czego od nas w tym czasie potrzebuje, to by mu towarzyszyć, czyli być gdzieś w pobliżu, czasem opowiedzieć o tym, co się z nim dzieje, gdy się mu coś nie udaje, a czasem pomóc, gdy o to poprosi. To jest wiek nasycony frustracjami, ponieważ dziecko chce robić to, co robią inne starsze dzieci, lub inni dorośli, których bacznie obserwuje.
Niestety, nie wszystko jest dla niego możliwe, a przede wszystkim nie wszystko jest możliwe NA JUŻ! Gdy mówimy dziecku: „uważaj, bo spadniesz”, „daj pomogę ci”, „pobrudzisz się, zostaw”, „oj, niegrzeczny chłopiec” to dziecko z czasem przestaje podejmować próby, zaczyna wątpić w to, że kiedykolwiek czegokolwiek się nauczy. Na szczęście dla nas, dzieciom potrzeba BARDZO wiele razy coś zabronić, aby w końcu przestało coś robić. Chęć zabawy, brudzenia się, poznawania jest, na szczęście, tak silna, że większość dzieci pomimo zakazów nadal się rozwija. Problem w tym, że jest w nim więcej wstydu i zwątpienia niż poczucia autonomii i niezależności.
Traci cnotę, którą pod koniec tego okresu dziecko może zdobyć: Wola. Dziecko wie, czego chce. Dziecko czuje, że może wyrażać to, co chce i to, co potrzebuje, i nawet jeśli nie uda się mu tego zrealizować od razu, albo w ogóle, to zostanie wysłuchane, zostanie zauważone, dowie się, że jest ważne, dzięki czemu zawsze będzie mogło swobodnie wyrażać swoją wolę. Oczywiście warto mieć na uwadze, że dzieci walczą o swoją autonomię w sposób dziecięcy, czyli całym sobą. Wcale nie musimy się bać, że całe życie jak ktoś nie zrobi tego, co ono chce, to będzie się rzucać na podłogę i krzyczeć, dopóki tego nie otrzyma, bo przecież żaden dorosły tak nie robi. A jak ważne jest by dorosły człowiek, miał swoją w pełni wykształconą wolę? To pytanie nie wymaga odpowiedzi. Trudno sobie wyobrazić, że właśnie w tak młodym wieku ta wola się kształtuje i jak ważne jest, aby nie lekceważyć dzieci, ich potrzeb i uczuć.
Przedszkolaki
Trzecia faza rozwojowa to wiek przedszkolny, wiek zabaw, czyli 3-6 lat. W tym wieku dzieci przejawiają konflikt pomiędzy inicjatywą a poczuciem winy. Dzieci przejawiają swoją inicjatywę w zabawie i bawią się cały dzień, cały czas. Czasami możemy usłyszeć z ust dorosłych: „Czy ty zawsze musisz się bawić, nie umiesz ustać w jednym miejscu?” Tak! Dziecko jest w zabawie cały czas. Wszystko, czego się dowiedziało, wszystko, co obserwuje, pojawia się w jego zabawie.
Właśnie obserwując zabawę dziecka, możemy dostrzec, czym się interesuje, z czym się boryka, a także jak sobie radzi z różnymi sytuacjami. W tym wieku, w zabawie na niby, wszystko jest możliwe. Niesamowita fantazja pozwala dzieciom na bycie tym, kim chcą. Dzieci w wymyślaniu są niezwykle kreatywne i naprawdę mogą robić to cały dzień. W tym wieku cnotę, jaką otrzymają, po tym jak będziemy pozwalać im na ich inicjatywę, to stanowczość. W tym wieku możemy mieć dziecko, które jednocześnie ma nadzieję, wyraża swoją wolę (choć jeszcze wciąż uczy się jak w sposób społecznie akceptowalny ją wyrażać) i jest stanowcze.
Dzieci wczesnoszkolne
Czwarta faza, ostatnia omawiana w tym artykule to faza młodego wieku szkolnego, w którym dziecko przeżywa konflikt między pracowitością, a poczuciem niższości. Tutaj podczas pracy z moimi klientami dbamy o to, aby dziecko czuło, że jest wartościowe, czuło, że potrafi. Jest wiele dzieci, które pomimo pracowitości czują, że nic nie potrafią, nie dostrzegają, jakie są ważne.
W tym okresie mogą zdobywać cnotę, która jest niezwykle ważna: kompetencja. Dzieci ucząc się w szkole, starają się sprostać oczekiwaniom rodziców, nauczycieli, innych dzieci i bardzo chcą dobrze napisać sprawdzian i otrzymać dobre oceny, ale często im się to nie udaje, z różnych przyczyn. Dziecko przestaje wierzyć w siebie, przestaje podejmować próby i w efekcie przestaje czuć się kompetentne. W ten sposób dzieci stają się smutne, tęsknią za wspaniałym czasem zabawy, swobodnej, nieograniczonej, kreatywnej. Ale już nie ma gdzie i kiedy się bawić. Zauważają, że jest taka zabawa, w której mogą być, kim chcą… to są gry komputerowe.
I absolutnie nie chce powiedzieć, że gry są najgorszym złem. Nie. Gry stają się niebezpieczne wtedy, gdy dzieci za mało się uczą, gdy dzieci budują swoje poczucie własnej wartości w oparciu o bohaterów, którymi są w grze. Wtedy dzieci mogą się zatracać w grze. Czasami dzieci, które grają mniej, np. tylko w weekendy marzą o tym, aby móc grać, codziennie. Niektóre z nich marzą o godzinie dziennie, inne marzą o całym dniu grania. Dzieci w końcu zaczynają się buntować i najbardziej cierpi na tym szkoła i relacje rodzinne. Dziecko wchodzi w walkę z tymi, którzy je kochają i chcą wspierać.
A gdyby tak pozwolić dzieciom bawić się tak jak w przedszkolu? A gdyby tak pozwolić im na kreatywność, wspierać ich inicjatywę poprzez podążanie za ich zainteresowaniami, wykorzystując metodę projektów? A gdyby tak przestać zapisywać na te wszystkie rozwijające i niezwykle ciekawe zajęcia dodatkowe i po prostu pobyć z dzieckiem, pobawić się z nim? A gdyby tak zlikwidować oceny? Nieważne czy dostaje ze sprawdzianu A, czy 5, czy uśmiechniętą buźkę to nadal jest ocena! A gdyby tak nie wskazywać dzieciom błędów, które robią podczas rozwiązywania zadań? Gdyby nieprawidłowe odpowiedzi dziecka, były jedynie dla nas informacją: „Aha… chyba jeszcze tego nie potrafi, potrzebuje więcej czasu, potrzebuje więcej prób z tym konkretnym zadaniem”.
Marzenia? Pewnie tak! Choć nawet w szkołach tradycyjnych pojawiają się takie, w których w klasach 1-3 nie ma ocen. Jak sami opowiadają, wymagało to wiele pracy i dużej współpracy także z rodzicami, ale udało się. Dzieci teraz zdobywają wiedzę, bawiąc się, uczą się i nie boją się próbować, pytać. Nie zostaną ocenione, to nic nie stracą. Jak cudownie mogłoby być, gdyby dzieci potrafiły pytać o wszystko, bez obawy o to, że zostaną wyśmiane lub ocenione? Jak rozwojowa mogłaby być relacja z nauczycielem, gdyby błędy dzieci, były informacją, że powinniśmy pouczyć się tego inaczej. Jakby było fajnie, zamiast uczyć się z książek móc wyjść na dwór, móc zobaczyć, po co ta wiedza jest mi potrzebna. Widzę po różnych dzieciach, z którymi pracuję, także po swoich własnych, jak niewiele potrzeba, aby mogły się bawić i zdobywać wiedzę, która ich zachwyca. Dzieci mogą bawić się i poznawać informacje, które interesują je i te, które my chcielibyśmy im przekazać, wystarczy odrobinę zaangażowania.